Nowy kościół

Myśl o budowie nowego kościoła parafialnego w Wielączy nurtowała tutejszych parafian od dawna. Przekazywano ją z pokolenia na pokolenie przez przeszło 150 lat. Do budowy świątyni na miarę potrzeb bardzo rozległej wtedy parafii miano przystąpić w najbliższych latach przy wydatnej pomocy Ordynacji Zamojskiej. Wypadki polityczne, powstanie listopadowe, społeczny ustrój pańszczyźniany ciążył na wielu rodzinach tutejszej parafii i warunki materialne powodowały odkładanie budowy kościoła z roku na rok i na całe dziesięciolecia. Dopiero po roku 1905 zamiary budowy kościoła odżyły. Niestety, spalenie przez uciekających Niemców w 1944 roku tutejszej plebani i akt parafialnych nie pozwala odtworzyć dokumentów dotyczących sprawy budowy kościoła z tamtych lat. Z ustnych opowiadań nie żyjących już starszych parafian wynika, że biskupom lubelskim leżała na sercu budowa kościoła w Wielączy. Dlatego każdy nowo mianowany proboszcz otrzymywał ustne polecenie Ordynariusza aby dołożył wszelkich starań i zabiegów o rozpoczęcie budowy kościoła. Takie wyraźne polecenie ordynariusza otrzymał podobno Ks. Andrzej Paluszkiewicz, proboszcz w latach 1915 – 1919. Podobną misję budowy nowego kościoła otrzymał Ks. Zbieć po wybudowaniu kościoła w Mokrymlipiu. Niestety starszy wiek i budowa w Mokrymlipiu zniechęciły tego kapłana do podejmowania budowy. Dlatego po kilku latach prosił o zmianę i przeniesiony został do Radzięcina, gdzie dokończył kapłańskiego życia.

Wczerwcu 1927 roku biskup Marian Fulman proboszczem tutejszej parafii mianuje młodego kapłana Ks. Jana Jędrzejewskiego, prefekta szkół zamojskich. Ten kapłan z zapałem zabiera się do dzieła budowy świątyni. Wyrabia plany i gromadzi pierwsze materiały, kamień z Józefowa na fundamenty, kilka wagonów wapna, którego resztki można było do niedawna spotkać w dołach na cmentarzu. Niestety nieporozumienia w parafii, uprzedzenia kilku rodzin spowodowały przeniesienie tego kapłana do Pawłowa w październiku 1929 roku. Na jego miejsce mianowano Ks. A. Tarkowskiego. Po niespełna roku biskup mianuje nowego proboszcza, młodego energicznego Ks. Kazimierza Czekańskiego. Tego duszpasterza do dziś pamiętają starsi parafinie. To do nich Ks. Czekański przemawiając oświadczył, że najpierw zbudujemy “Dom Ludowy i będziemy urządzać różne imprezy, loterie, zabawy, aby zdobywać fundusze na budowę kościoła”. Dom Ludowy zbudowano okazały, ale imprez już nie zdołano urządzać bo 1 września 1939 roku wybuchła wojna. W roku 1942 nastąpiła pacyfikacja zamojszczyzny.

Wysiedlenie ludności nie ominęło i parafii Wielączy. Niemcy zagrabili materiał przygotowany do budowy kościoła. Ks. K. Czekański został aresztowany i wywieziony do obozu. Po wojnie wraca do Wielączy, ale zastaje bardzo nieprzychylną atmosferę.

W maju 1947 roku proboszczem zostaje mianowany światły kapłan były prokurator Seminarium Duchownego, Ks. Franciszek Sokół, z wyraźnym poleceniem budowy kościoła. Najpierw jednak trzeba było odbudować spaloną plebanię i jakie takie budynki gospodarcze. Dopiero po kilku latach zaczęto poważnie traktować projekt budowy kościoła. Zakupiono działkę i zbudowano prowizoryczną cegielnię, w której przystąpiono do wypalania cegły. Cegielnia wydała nikłe rezultaty i jak szybko powstała, tak jeszcze szybciej przestała funkcjonować. Mimo to Ks. Sokół, podniesiony do godności kanonika honorowego Kapituły Zamojskiej nie zrezygnował z wybudowania kościoła w stylu “amerykańskim” na osiemset miejsc siedzących. W czerwcu 1963 roku wysłał delegację do Wojewódzkiego Urzędu do Spraw Wyznań w Lublinie z wnioskiem o zezwolenie na budowę kościoła. Delegacja przywiozła oświadczenie Kierownika Wydziału p. Borkowskiego: “Na budowę nowego kościoła nie mogę dać zezwolenia, bo jaki taki kościół macie, ale na rozbudowę istniejącego kościoła mogę wydać zezwolenie i to we wszystkich kierunkach”. Ta propozycja nie zadowoliła Ks. Sokoła. Pewny siebie powiedział: “Pojadę do Warszawy i przywiozę zezwolenie na budowę nowego kościoła, a tych gruzów nie będę zaczepiał”. W Warszawie jednak zezwolenia nie uzyskał i wkrótce przeszedł na emeryturę.

W lipcu 1964 roku parafię objął nowy administrator Ks. Kanonik Jan Dudek, proboszcz i budowniczy kościoła w parafii Ruda Huta. Zapewnił na piśmie Arcypasterza, że dołoży wszelkich starań, aby wybudować kościół. Kilkuletnie jego starania o pozwolenie na budowę kościoła nie przyniosły rezultatu. Próbował nawet przez ówczesny “Caritas” protekcji, ale wszystko na próżno. W roku 1974 Ks. Dudek poprosił o administratora, którym został Ks. Marian Bielak. W tym czasie zaistniały nowe warunki i lepszy klimat do budowy kościołów. Wtedy to zaczęły wyrastać kościoły i kaplice jak przysłowiowe grzyby po deszczu. Wówczas i parafia Wielącza otrzymała pozwolenie na budowę kościoła, co niewątpliwie było zasługą Ks. Mariana Bielaka. Plany opracował inż. Teofil Swacha z Warszawy, a pochodzący z parafii Wielącza. Jego matka zamieszkiwała w Kątach I, które należą do Wielączy. Trzeba przyznać, że jest to bardzo dobry architekt, który nie szedł na łatwiznę w wykonaniu, ale stawiał na solidność, trwałość i piękno. W roku 1983 na jesieni przystąpiono do wykopu fundamentów, chyba jednak wbrew woli Ks. Bielaka, bowiem entuzjazm u ludzi był wielki. Zakupiono 80000 sztuk cegły i 15 ton stali żebrowanej. Na wiosnę jednak budowa nie ruszyła. Podobno Ks. Bielak powiedział: “Jak nie będę miał pieniędzy na cały kościół, to z budową nie ruszę”. Chyba prawda była taka, że Ks. Bielak przestraszył się budowy, bo zdrowie miał już nie najlepsze mimo potężnej postury ciała. Pod koniec października odszedł do parafii Krzczonów, gdzie po kilku latach zmarł.

W listopadzie 1984 roku do parafii przyszedł Ks. Stefan Wójtowicz, który do tej pory był proboszczem w Dzierążni. Z wielkim zapałem zabrał się z marszu do gromadzenia materiałów potrzebnych do budowy kościoła. Zdając sobie sprawę, że sytuacja jest trudna po tylu nieudanych próbach, aby przekonać ludzi, że naprawdę chce pobudować kościół zaoferował wszystkie swoje oszczędności, a ponadto ponieważ prowadził gospodarstwo rolne, zaoferował ciągnik i samochód do dyspozycji budowy. To zrobiło dobre wrażenie na parafianach i energicznie razem zabrali się do budowy.

Z budową ruszono pod koniec maja 1985 roku, gdyż trzeba było trochę zmodyfikować plany, po prostu zrezygnować z kosztownego podziemia, które w tym wypadku było zbyteczne. Roboty ruszyły pełną parą, a dobrze zorganizowana pomoc parafian okazała się zbawienna, ponieważ przyczyniła się do przeświadczenia ludzi, że rzeczywiście da się radę kościół zbudować, w co niektórzy nie wierzyli nawet wtedy, gdy mury sięgały 6 m wysokości ponad ziemią. Szybkie tempo budowy przekonało najbardziej wątpiących, że jednak kościół zostanie zbudowany. Budowę prowadził pan Józef Stręciwilk z Zamościa, inżynier z wielkim doświadczeniem, wspaniały, bezinteresowny człowiek, bardzo oddany budowie kościoła. Inspektorem nadzoru był inż. Tadeusz Przytuła z Zamościa, a pochodzący z Siedlisk. Konstrukcję dachową wykonał P.O.M. w Dachnowie, a zamontowali ją na kościele pracownicy Huty Stalowa Wola. Oczywiście nie jako firma, ale jako prywatni pracownicy. Byli to wspaniali fachowcy i bardzo dobrzy ludzie o wysokim morale. Trzeba przyznać, że w parafii jest wielu wszelkiego rodzaju fachowców.

Większość prac mogła być wykonana w czynie społecznym. Parafia płaciła tylko część murarzom, blacharzom, stolarzom. Pełnopłatne były tylko prace rzeźbiarskie, złotnicze i układanie posadzki marmurowej. Ołtarz wykonał według własnego projektu, pan Janusz Obst pochodzący z Zamościa, a mieszkający w Lublinie.

Trzeba powiedzieć, że wyposażenie nowego kościoła jest nowe. Ze starego kościoła przeniesiono tylko obraz Matki Bożej, do którego wykonał ramę Janusz Szczekan, brat Bogusława z Hrubieszowa, a także figurę Św. Stanisława. Konsekracji w dniu 19 listopada 1989 roku dokonał Ordynariusz Lubelski biskup Bolesław Pylak. Na koniec należy oddać chwałę parafian, że swoją świątynię wznieśli własnym kosztem. Parafia nie otrzymała żadnej dotacji z Kurii, ani też w żadnej parafii sąsiedniej nie było ani jednej składki na rzecz budującego się kościoła, chyba że ktoś sam z własnej inicjatywy składał ofiarę czy zbierał w swoim środowisku.